Ósma klasa w Ziemi Świętej

10 marca 2019

Po wielu latach znów mamy klasę ósmą. Jedynym uczniem klasy ósmej w Starej Hucie w tym roku szkolnym jest Kuba. Ósme klasy zawsze jeżdżą na zakończenie szkoły na ekstra wycieczki. My dla Kuby też taką zorganizowaliśmy. Zamiast na Kubę zabraliśmy Kubę do Izraela. Byliśmy w Jerozolimie, Beer Szewie i Eilacie. Kąpaliśmy się w Morzach Martwym i Czerwonym, które było czarne, bo kąpaliśmy się nocą. Jedliśmy falafele, humus i bajgle. Fotografowaliśmy się na tle Masady. Przejeżdżaliśmy przez Sodomę i Gomorę. Widzieliśmy żonę Lota zamienioną w słup soli. I to wszystko w ciągu zaledwie dwóch marcowych dni (plus dwa dni na podróż).
Relacja Kuby:
Dzień 1:
W czwartek rano wyruszyliśmy razem z nauczycielami do Gdańska. Tam na lotnisku dość szybko przeszliśmy odprawę i bez większych problemów wsiedliśmy do samolotu. Usiadłem na miejscu wyznaczonym mi na bilecie. Po chwili pani stewardessa powiedziała, że dzieci poniżej 16 roku życia nie mogą tam siedzieć, ponieważ jest wyjście ewakuacyjne, więc musiałem się przesiąść. Gdy się przesiadłem pewien pan poprosił mnie, czy mógłbym się przesiąść, bo chciałby siedzieć z rodziną. Ja odpowiedziałem, że nie ma najmniejszego problemu i usiadłem na wskazane miejsce. Następnie, gdy usiadłem jedna pani poprosiła, abym się przesiadł, bo chciała siedzieć ze swoim chłopakiem. Ja oczywiście nie miałem nic przeciwko i się przesiadłem, ale gdy już usiadłem pani dyrektor przychodzi i mówi, że jest z tyłu wolne miejsce przy oknie i czy chcę iść. Ja oczywiście poszedłem. Reszta lotu minęła dość spokojnie. Po wylądowaniu w Izraelu czekała nas dość długa odprawa, bo było prawie 2 godziny czekania. Potem wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas do Eilatu. W owym mieście mieliśmy wypożyczyć samochód. Niestety, był problem w wypożyczeniem, ponieważ byliśmy o 15 minut za późno z powodu zbyt długiej odprawy. Koniec końców nie wypożyczyli nam samochodu, więc musieliśmy wypożyczyć z wypożyczalni obok. Wypożyczyliśmy automat, bo tylko tak mieli. Problem był w tym, że nasz kierowca – pan Witek nigdy takim autem nie jechał. Więc przez 30 kilometrów pan uczył się nowego sposobu jazdy, ale gdy już dotarliśmy do Jerozolimy to było wszystko dobrze. Mieszkaliśmy w mieszkaniu u pewnego Żyda.
Dzień 2:
Następnego dnia ruszyliśmy zwiedzać Jerozolimę. Zaczęliśmy od Góry Oliwnej. Samo dojechanie na nią to było wielkie wyzwanie. Uliczki są bardzo wąskie i dość strome. Widzieliśmy przepiękny widok na całą Jerozolimę. Spędziliśmy tam trochę czasu, a potem ruszyliśmy na piechotę dalej. Zobaczyliśmy Dolinę Jozafata – najdroższy cmentarz na świecie. Bardzo ciekawym zwyczajem jest, że na każdym grobie zamiast kwiatów kładzie się kamienie. Potem weszliśmy do Ogrodu Oliwnego. Niektóre z drzew były bardzo grube i możliwe, że nawet pamiętają czasy Jezusa. Później odwiedziliśmy kilka świątyń i rozpoczęliśmy swoją drogę krzyżową. Między stacjami odwiedziliśmy Ścianę Płaczu, gdzie żeby dojść do niej musiałem zakryć głowę. Dziwnym widokiem jest zobaczyć kilkaset ludzi, którzy stoją pod ścianą i próbują wcisnąć kartkę w jakąś szczelinę w murze, pomimo że takiej nie było. Potem kontynuowaliśmy naszą drogę, aż do dojścia do ostatnich stacji. Tam odwiedziliśmy Kościół Grobu Pańskiego z Golgotą i Kamieniem Namaszczenia Chrystusa. Potem czekaliśmy w kolejce do miejsca gdzie był krzyż pański. Naprawdę w tym miejscu człowiek uświadamia sobie, że jest tam gdzie był Jezus ukrzyżowany. Bardzo działa to na przemyślenia człowieka. A po tych wydarzeniach czekaliśmy do Grobu Pańskiego, gdzie tam już człowiek chłonie wszystko co widzi. Jest bardzo małe wejście i bardzo mało czasu bo około jednej minuty. Po tym wszystkim wróciliśmy do auta, a potem do mieszkania.
Dzień 3:
Spakowaliśmy się i wyruszaliśmy do Eilatu, aby następnego dnia odlecieć do Polski. Po drodze weszliśmy do kościoła Pater Noster. Wyszukaliśmy tablice z polskim tekstem „Ojcze Nasz”, a potem z kaszubskim. Po około godzinie ruszyliśmy dalej w drogę, ponieważ mieliśmy w planie odwiedzić Morze Martwe. Po kilku godzinach dojechaliśmy do morza, byliśmy w najniższym punkcie na świecie i tam się wykąpaliśmy. Świetne uczucie być wypieranym przez wodę. Następnie czekała nas długa droga do Eliatu. Po kilku godzinach jazdy, po dojechanie do miasta poszliśmy na mszę. Po mszy rozpakowaliśmy się w hotelu, a potem poszliśmy na miasto. Naszym głównym celem było wykąpanie się w Morzu Czerwonym czego dokonaliśmy kąpiąc się o 22-iej wieczorem. A potem już poszliśmy do hotelu.
Dzień 4:
Rano jechaliśmy oddać samochód, a potem poszliśmy do autobusu, który miał nas zawieść na lotnisko. Na lotnisku czekaliśmy w kolejce na odprawę. Na szczęście, żeby nie było nam za zimno byliśmy ogrzewani przez lampy grzewcze. Na odprawie sprawdzali nam paszporty co najmniej dziesięć razy. Najlepsze było to, że gdy sprawdzali paszporty to za pięć-sześć metrów sprawdzali znowu. Reszta podróży minęła dość spokojnie i bez większych przeżyć.
Jakub Liedtka
Klasa:8