21 kwietnia pojechaliśmy pociągiem przez Wrocław do Lubania Śląskiego, gdzie wzięliśmy udział w Międzynarodowym Rajdzie „3 dni – 3 kraje – 3 wędrówki”. Pierwszego dnia przeszliśmy 15 km po jednej z tras Przedgórza Łużyckiego, drugiego dnia 15 km po Górach Izerskich w Czechach, a trzeciego 12 km w Górach Żytawskich w Niemczech. Razem 42 km czyli maraton! Co prawda w Czechach trochę pobłądziliśmy, ale swoje przedreptaliśmy. Spaliśmy na halach sportowych i w domkach. Poznaliśmy wiele osób z różnych państw. Byliśmy za dwoma granicami. A na deser pojechaliśmy na trzy noce i dwa dni do Wrocławia, gdzie zaprzyjaźniliśmy się z krasnoludkami i poznaliśmy najważniejsze wrocławskie atrakcje: Panoramę Racławicką, Sky Tower, rynek z ratuszem, Muzeum Narodowe, Muzeum Etnograficzne. Jedliśmy pyszne obiady w barze „Nadwaga”. Spaliśmy w hostelu Cinnamonn. I wcale nie chciało nam się wracać do domu.
Relacje uczniów:
Dzień 1:
Dnia 21 kwietnia o godzinie 6.40 spotkaliśmy się obok przystanku czekając na autobus. W autobusie była już Głodnica, czyli Monika Grubba i jej siostra Weronika, Michał Damps, Aleksadra Klejsa i jej brat Krzysztof. My czyli Stara Huta wchodziliśmy do autobusu jako drudzy, a było nas tylu: Marta Klinkosz i jej brat Mateusz, Mateusz Konkel, Dawid Górski i ja. Jechaliśmy autobusem do Gdańska a stamtąd do Wrocławia jechaliśmy pociągiem. W Wrocławiu była przesiadka do pociągu który jedzie do Lubania. Mieliśmy chwilę czasu więc poszliśmy do McDonalda. W Lubaniu rozpoczął się rajd 'Trzy Dni Trzy Kraje Trzy Wędrówki’. Spaliśmy na sali gimnastycznej. Musieliśmy się rozpakować, bo spaliśmy w śpiworach. Była na sali ciepła woda w prysznicach. Na sali było fajnie i poznaliśmy grupę gimnazjalną, która była bardzo dla nas miła. Gdy spaliśmy to na sali było troszeczkę zimno.
Dzień 2:
Rano wybraliśmy sobie dwie trasy, jedna na 10 kilometrów dla dzieci mlodszych i 15 kilometrów dla dzieci starszych. Ja jako uczestnik wycieczki dla starszych będę ją opisywał. Około godziny 10 ruszyliśmy najpierw razem. Razem szliśmy przez miasto widzieliśmy dużo starych budynków. Następnie nasze drogi się rozeszły i starsza grupa skręcila w drogę polną, a młodsza w drogę na rynek. Gdy chodziliśmy widzieliśmy różne jeziora, rzeki, łąki, pola, konie, dużo koni, bardzo dużo koni i stajni, w których one sobie mieszkały. Pewnie ten co posiadał te stajnie był bardzo zamożnym człowiekiem, ponieważ oprócz stajni na jego działce był jeszcze budynek do rodeo, i pole ćwiczebne i tor przeszkód. Fajnie by było być takim bogatym… Ale wracając do wycieczki, widzieliśmy na łonie natury bażanta. Na końcu podróży była zupa pomidorowa, ale trochę mi nie smakowala, z resztą całej grupie nie smakowała. Na końcu spotkaliśmy się z grupą młodszą na sali gimnastycznej. Był dość krótki odpoczynek, no ale po odpoczynku to znów wycieczka ale tym razem poszliśmy całą grupą. Na tej wycieczce musieliśmy iść po bardzo bardzo trudnej i długiej drodze do lokalu aby zjeść pyszny obiad. Tak naprawdę to ten lokal był z pół killometra od naszej sali i szliśmy po chodniku, ale po takiej wędrówce to się wydawało że to pól kilometra jest jak 12 kilometrów, a ten chodnik jak wielkie góry w Himalajach. Obiad dał nam siłę i dzięki temu zwiedzaliśmy muzeum i rynek. W drodze powrotnej do sali weszliśmy do sklepu, aby nakupić sobie wszystkich potrzebnych produktów do przeżycia, ponieważ w Czechach i w Niemczech są inne waluty niż w Polsce i dlatego nikt z nas nie mógłby nic kupić. Po zakupach poszedliśmy na salę się spakować i odpocząć przed wyjazdem do Czech. Autobus przyjechał punktualnie, szybko do niego wsiedliśmy, a z nami była też grupa gimnazjalna, która będzie nam jeszcze długo towarzyszyć. W Czechach spaliśmy w domkach. Na kolację byl gulasz, czeska specjalność. Na nasze szczęście były prysznice i woda ciepła w nich leciała. Spaliśmy na łóżkach więc nie musieliśmy za bardzo się rozpakowywać. Było nawet ciepło. Poszliśmy spać.
Dzień 3:
Każdy wstał, mnie się bardzo dobrze spało. Na śniadanie była smaczna bułka z kiełbaską, serem i różnymi innym dodatkami. Tu poszliśmy 15 kilometrową trasą na Smrk. Szliśmy, szliśmy trasą jaką powinniśmy iść a i tak się zgubiliśmy! No każdy się tak wkurzył. Pomyliliśmy szlaki. Zaczynamy się cofać. Potem odpoczynki były różne. Wchodziliśmy na szczyt potem zeszliśmy i poszliśmy do naszej bazy. Gdy pani rozmawiała z takim panem to się okazało że i tak nie byliśmy na szczycie! Nasza cała grupa poszła wkurzona zjeść zupę i spakować się. Mieliśmy kilka godzin wolnych więc niektórzy z nas spali, inni bawili się na placu zabaw, a jeszcze inni po prostu siedzieli i gadali. Obiad był po przerwie. Na obiad była zupa. Nam się wydawało że ta zupa jest zrobiona z wczorajszego gulaszu. Po obiedzie wszyscy spotkaliśmy się i zrobiliśmy pogaduchy. A czas mija tak wolno kiedy się czeka na autokar. Wreszcie atokar przyjechał. My i nasza grupka przyjaciół-gimnazjalistów wsiedliśmy i jechaliśmy do Niemiec. W Niemczech przywitał nas deszcz. Na nasze szczęście sala gimnastyczna była dość blisko. Sala była mała, ale dało się przeżyć. Gdy wszyscy się rozpakowali to większość zainteresowała się rurą do wspinaczki. Oczywiście ja jestem za słaby żeby się podciągnąć, ale mój kolega Dawid niby jest o rok młodszy, a siłę ma jakby na siłownię chodził od niemowlaka. On sie podciągnął tak samo jak Michał. Tym co się podciągać nie udawało to poszli napinać mięśnie pod prysznicem, ale długo wcale tam nie byli ponieważ woda była zimna. Po napinaniu mięśni wszyscy zmęczeni poszli spać
Dzień 4:
Obudziło mnie światło, ale chyba nie tylko mnie. Tym razem idziemy 12 kilometrową wędrówką. Spakowaliśmy się, wzieliśmy bagaże i poszliśmy na festyn. Na miejscu spotkaliśmy takiego pana który nam będzie towarzyszył w podróży. Był to organizator ze strony polskiej. Pokazał nam gdzie mamy odłożyć bagaże i przygotować się do wędrówki. W Niemczech było zimno. Fajne było miejsce startu. Wycieczka ruszyła. W porównaniu do Czech i Polski to w Niemczech było nudno, chodziliśmy po wsiach lub lasach, a zamiast pysznego obiadu był chleb ze smalcem. Przy końcu było najgorzej, ponieważ zaczął padać grad. Gdy przyszliśmy na metę to zostało nam kilka godzin i marzylismy po zmarznięciu o ciepłym pomieszczeniu. Udało się takie znaleźć, a w nich panie dały nam ciastek, ciasta, wody. Kiedy się ociepliło to prawie wszystkie dzieci wyszły na zewnątrz. Niektóre poszły na plac zabaw, a inne na skałę wspinaczkową. I tak minął czas i wtedy autobus po nas przyjechał, oczywiście nasza przyjazna grupa gimnazjalna jechała z nami do stacji kolejowej (zapomniałem jak sie nazywała miejscowość gdzie znajduje się ta stacja), a od tej stacji prosto do Wrocławia. We Wrocławiu musieliśmy się rozstać z grupą gimnazjalną ponieważ my mieliśmy nocować w hotelu „Cinnamon” a oni gdzieś indziej. Hotel fajny. Były tam piłkarzyki, wi-fi, kuchnia, ciepła woda w łazienkach, łazienki dla chłopców i dziewczyn. Każdy był szczęśliwy. Chwilę nam zajęło ustalenie kto śpi na górze dwupiętrowego łóżka, ale po chwili i tak poszliśmy spać.
Dzień 5:
Obudziłem się bardzo szczęśliwy. Nawet nie wiem dlaczego! Pani powiedziała, że dzisiaj pójdziemy do Sky Tower, Panoramy Racławickiej i będziemy szukać krasnali. Najpierw poszliśmy do panoramy. Tam był obraz bardzo wielki, miał wymiary 120 metrów na 15 metrów. Przedstawiała bitwę pod Racławicami. Aby można było ten obraz oglądać to wybudowano specjalny budynek. Bilety były drogie, ale to dlatego że dzięki nim będziemy mogli wejść do muzeum etnograficznego i narodowego. Następnie udaliśmy się do Sky Tower. Po drodze szukaliśmy krasnali. Oczywiście wszyscy znaleźli oprócz mnie. Niby mam okulary, ale nie mogę znaleźć. Więc ja robiłem zdjęcia. Gdy dotarliśmy do tego „malutkiego” Sky Towera to pani chciala iść kupić bilety, kilka uczniów z panią też poszło, a ci co zostali czytali informacje na jego temat. Okazało się że Sky Tower nie jest taki malutki ponieważ ma 212 metrów i 50 pięter. Winda rozpędza się tak szybko, że 50 pięter pokonuje w 50 sekund. Gdy się nia jedzie to uszy bolą. Na górze był piękny widok na cały Wrocław. Ludzie byli mali jak pół paznokcia u malutkiego palca u ręki. A auta jak cały paznokieć. Budynki jak dłoń, a ulice jak cała ręka. Ten widok nie da się opisać słowami. Po pół godzinie wsiedliśmy do windy, zjechaliśmy w dół i znowu nas uszy bolały. Było to południe więc zrobiliśmy się głodni. Pani znalazła fajny bar który nazywał się „Nadwaga”. Były tam takie duże porcje że resztki wzięliśmy na wynos. Aby odpocząć poszliśmy do naszego cynamonowego hostelu. Po dłuższym odpoczynku poszliśmy zwiedzać rynek. Pani kazała nam szukać krasnali. No wiadomo kto nie znalazł żadnego. Więc tradycyjnie robiłem zdjęcia. Można było kupować pamiątki i inne. Nastepnie skończyliśmy zwiedzanie rynku doszliśmy do hostelu. Tam spędziliśmy reszte dnia, graliśmy w gry, kąpaliśmy się i czekali na kolację. Na kolację było spaghetti. Było pyszne. Potem każdy robił co chciał. O 22 godzinie była cisza nocna i każdy poszedł spać.
Dzień 6:
Wstałem. Zjedliśmy śniadanie i zaczeliśmy się przygotowywać do wyjścia do muzeum. Pierwsze muzeum było narodowe, tam oglądaliśmy obrazy i rzeźby. Pani zadała nam takie zadanie, że trzecia klasa ma zapamiętać imiona i nazwiska 3 malarzy a czwarta 4, piąta 5, szósta 6. Każdemu się udało. Następnie udaliśmy się do muzeum etnograficznego, a tam się okazało że dyrektorka to też jest Kaszubka! Więc zaśpiewaliśmy hymn kaszubski. Podczas zwiedzania oglądaliśmy stroje śląskie i przez to zgłodnieliśmy. Wiec doszliśmy schyłkiem sił do baru „Nadwaga”. Po posiłku doszliśmy do hostelu i tam był odpoczynek. Dość długi odpoczynek. Następnie wyszliśmy na spacer. Zwiedzaliśmy kościoły, a przy jednym to poszliśmy na mszę ponieważ nie byliśmy na mszy w niedzielę. Po mszy poszliśmy do hostelu. Był czas wolny. Na kolacje był ryż. Niektórzy zaczęli się pakować. Wieczorem juz w takich smutniejszych nastrojach poszliśmy spać. Pani powiedziała, że przeczyta nam bajkę. Po bajce szybko zasnęliśmy.
Dzień 7:
Wstałem taki niezbyt zadowolony. Każdy dokańczał pakowanie. Po śniadaniu ruszyliśmy w podróż na dworzec. Po drodze żegnaliśmy się z krasnalami. Na dworcu kupiłem sobie gorącą czekoladę. Czekaliśmy na pociąg. Gdy wreszcie przyjechal to zdałem sobie sprawę, że to kaniec wycieczki. Jechaliśmy prosto do Gdańska. Z Gdańska autobusem do Starej Huty. I wtedy każdy poszedł w swoją stronę.
Jakub Liedtka, klasa V
1 dzień
21 kwietnia 2016 roku o godzinie 6.40 wyjechaliśmy autobusem do Gdańska na dworzec. Gdy dojechaliśmy poszliśmy na peron. Tam poczekaliśmy kilka minut na pociąg. Mieliśmy przedziały na Starą Hutę i Głodnicę. Było bardzo fajnie, graliśmy ja, Kuba Liedtka i pani dyrektor w tyciąca, a potem w uno, które miała Ola Sikora. Jechaliśmy 5 godzin pociągiem. Gdy dojechaliśmy do Wrocławia wyszliśmy z pociągu i poszliśmy do McDonald’sa, tam zjedliśmy obiad, następnie zrobiliśmy sobie bazę i na 30 minut mogliśmy chodzić gdzie chcemy i kupować różne rzeczy. Potem poszliśmy na peron na pociąg do Lubania Śląskiego, którym jechaliśmy 3 godziny. Jak dojechaliśmy szliśmy 1 km na salę gimnastyczną. Jak się już rozłożyliśmy poszliśmy, ten kto chciał zwiedzać Lubań i poszliśmy do Biedronki i poszliśmy spać.
2 dzień
Jak wstaliśmy było okropnie, ja się nie wyspałem, ponieważ obudziłem się 6 razy w nocy i było twardo i zimno. Wstałem jako pierwszy, a potem inni i zjedliśmy śniadanie, mieliśmy 1,5 godziny na zabawę lub odpoczynek i poszliśmy na 15 kilometrową wędrówkę, na której dowiedziałem się, że zbiera się pieczątki. Jak poszliśmy przy pierwszej pieczątce dostaliśmy po grześku. Przy drugiej pani dyrektor poszła inną trasą i my byliśmy za panią, ale za to mieliśmy pieczątkę, a przy trzeciej się rozdzieliliśmy na 15 km i na 10 km, gdy dotarliśmy do mety zrobiliśmy na hali sportowej dwugodzinny odpoczynek, potem przyjechał do nas autokar, który nas zabrał do Czech na domki letniskowe. Jak zanieśliśmy rzeczy poszliśmy zobaczyć jak wygląda miasteczko Nowe Mesto, jak szliśmy było widać kościół. Obok mieszkały małe Cyganki bawiące się lalkami. Umyliśmy się i poszliśmy spać.
3 dzień
Rano jak wstaliśmy i się umyliśmy, poszliśmy na śniadanie i była zupa gulaszowa, a wczoraj było podobnie ponieważ był makaron z gulaszem. Następnie przygotowaliśmy się i poszliśmy na trasę 15-kilometrową. Jak szliśmy były tam duże góry, na górze zabłądziliśmy i zamiast skręcić poszliśmy prosto w dół. Na samym dole się zorientowaliśmy, że poszliśmy trochę na skróty. Jak pani Halina Klejsa zobaczyła od pewnego pana jakie atrakcje ominęliśmy sie wściekła, a my w śmiech. I czekaliśmy na autobus do Niemiec. Przyjechał o godz 16:00. Jak byliśmy już w Niemczech rozpakowaliśmy się i się umyliśmy. Potem mieliśmy czas dla siebie i zagraliśmy z gimnazjalistami w piłkę nożną. Potem była cisza nocna, więc pogasili wszystkie światła i poszliśmy spać.
4 dzień
W nocy było ciepło i wygodnie, jak wstaliśmy spakowaliśmy się i poszliśmy na stadion oddać torby. Następnie poszliśmy na kolejną 12 kilometrową wędrówkę. Jak szliśmy zaczął padać śnieg. A następnie wyszło słońce. Gdy dotarliśmy było chłodno, nie mieliśmy sie gdzie schronić więc poszedłem z panią dyrektor załatwić ciepłe miejsca i się udało. Potem przyjechał autobus, który nas zawiózł przez granicę do Zgorzelca,skąd pociągiem dojechaliśmy do Wrocławia. We Wrocławiu szliśmy z dworca do hostelu ,,Cinnamon” 1 kilometr. Na miejscu się rozpakowaliśmy i poszliśmy na kolację i spać.
5 dzień
Gdy wstaliśmy mieliśmy się umyć i zjeść śniadanie. I poszliśmy do Panoramy Racławickiej. Dawid nas tam prowadził i jak dotarliśmy widzieliśmy krasnoludka na parapecie, gdy weszliśmy w środku już innni turyści wychodzili, a następnie poszliśmy my. Była tam namalowana bitwa pod Racławicami, było tam pełno wojsk, kto nie był z Polski słuchał w słuchawkach w swoim języku. Gdy wyszliśmy poszliśmy na rynek pani dyrektor poszła szukać jakiegoś baru, abyśmy mogli zjeść obiad i poszliśmy do baru ”Nadwaga” i zjedliśmy dosyć spore schaby i poszliśmy do naszego hostelu ”Cinnamon”. Jak odpoczęliśmy dwie godzinki poszliśmy na ”Sky Tower”. Było z góry widać cały Wrocław, ten budynek ma 212 metrów wysokości i zjeżdżał 49 pięter w 50 sekund. Jak byliśmy w galerii i się rozdzieliliśmy i każdy poszedł w swoją stronę i po 45 minutach spotkaliśmy się. Jak wróciliśmy do hostelu zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.
6 dzień
Rano jak się obudziliśmy poszliśmy do Muzeum Narodowego widzieliśmy mnóstwo obrazów, jak wracaliśmy przechodziliśmy przez duży most. Gdy wróciliśmy znów patrzeliśmy na krasnoludki i poszliśmy do naszego baru ”Nadwaga”. Jak wróciliśmy poszliśmy do hostelu. Mieliśmy odpoczynek i zostaliśmy, umyliśmy się i poszliśmy spać.
7 dzień
Rano jak wstaliśmy spakowaliśmy się i poszliśmy na dworzec i tam poczekaliśmy na pociąg, którym jechaliśmy 6 godzin. W Gdańsku poczekaliśmy 5 minut na autobus do Starej Huty. Gdy dojechaliśmy czekały na nas nasze kochane mamy.
Mateusz Konkel, klasa V
21 kwietnia o godzinie 6.40 była wycieczka 7 dniowa do Niemiec,Czech i Polski. Na wycieczkę pojechało 12 dzieci licząc razem ze mną i pani dyrektor z nauczycielką.
Dzień 1
O godz.6.40 w czwartek spotkaliśmy się na przystanku autobusowym, gdzie pojechaliśmy autobusem do Gdańska na dworzec. Potem jechaliśmy pociągiem do Wrocławia aż 6 godz. Gdy byliśmy na peronie mieliśmy około 2 godzin na przyjazd pociągu do Lubania Śląskiego więc podeszliśmy do mcdonalda. Jadłem tam frytki z kurczakiem, po zjedzeniu pojechaliśmy pociągiem do Lubania Śląskiego, gdzie była hala sportowa.Gdy dojechaliśmy na miejsce rozłożyliśmy się i poszliśmy na krótką wycieczkę po Lubaniu.Gdy wróciliśmy poszliśmy spać.
Dzień 2
Rano gdy się obudziłem spakowałem się i poszliśmy na trasę. Były bardzo fajne widoki. Po chwili pani dyrektor poszła inną trasą z Mateuszem Klinkoszem i się zgubili, gdy szliśmy dalej spotkaliśmy panią z Mateuszem więc poszliśmy dalej.Następnie szedł za nami starszy pan i pani do niego zagadała. Gdy dotarliśmy do hali byliśmy bardzo zmęczeni i głodni więc po odpoczynku poszliśmy do knajpy coś zjeść. Ja zamówiłem ruskie pierogi, były dobre. Po zjedzeniu poszliśmy do muzeum miejskiego gdzie były obrazy i różne rzeczy. Potem wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy nim do Czech. Następnie gdy rozpakowaliśmy się w domku i poszliśmy na kolację. Gdy zjedliśmy kolację ja kręciłem się na karuzeli, a potem poszedłem przygotować się spać.
Dzień 3
Rano smacznie się obudziłem i spakowałem się i poszedłem odłożyć bagaże, żeby pójść w trasę i poszliśmy, było fajnie.Po kilku gidzinach marszu przyszliśmy na metę i sie okazało że się zgubiliśmy więc wróciliśmy po inne pieczątki.Gdy byliśmy nad rzeką chodziłem po kamieniach i sie poślizgnąłem i wpadłem :).Gdy przyszliśmy do domu w Czechach wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do Niemiec. Gdy sie rozpakowałem poszedłem pograć z Oliwierem w piłkę nożną, a potem spać.
Dzień 4
Rano obudziłem się kiepsko, bo było za ciepło.Gdy się spakowałem poszliśmy na start. Było bardzo i to bardzo zimno. Po przejściu 15 km. poszliśmy pod namiot i czekaliśmy na autobus do Zgorzelca. Po godzinie czekania w zimnych namiotach pani załatwiła nam ciepłe miejsce na czekanie. Następnie gdy przyjechał autobus pojechaliśmy do Zgorzelca, a gdy byliśmy na miejscu pojechaliśmy pociągiem do Wrocławia.Gdy byliśmy w Cinnamonie Hostelu poszedłem spać.
Dzień 5
Gdy się obudziłem Mati przyszedł i zapytał się nas czy chcemy zagrać w piłkarzyki i prawie wszyscy chcieli. Po graniu poszliśmy do panoramy racławickiej a potem na rynek zobaczyć krasnoludki i znaleźliśmy chyba z 10. Jak zgłodnieliśmy poszliśmy do baru o nazwie nadwaga.Po jedzeniu poszliśmy na sky tower i było super. Widziałem prawie cały Wrocław z góry. Było super.
Dzień 6
Gdy się obudziłem poszedłem zjeść śniadanie i poszliśmy do dwóch muzeów, ale zapomniałem jakich.:) Po zwiedzaniu poszliśmy do nadwagi jak zeszłego dnia. Po jedzeniu poszliśmy do kościoła, a po nim poszliśmy do hostelu spać.
Dzień 7
Rano gdy się obudziłem spakowałem się i poszliśmy na peron do Wrocławia i pojechaliśmy 6 godzin pociągiem do Gdańska.Gdy byliśmy w Gdańsku pojechaliśmy autobusem do Starej Huty. Gdy byliśmy na miejscu poszedłem na pieszo do domu.
Dawid Górski, klasa IV